poniedziałek, 25 marca 2013

Ektomorf - Black Flag

Tym razem trochę ciężej.

Przed Wami album Ektomorf. Digipack o bardzo tłustej gramaturze, błyszczący, lekko chropowaty w dotyku. Płyta tłoczona z a wkładka w "kieszonce". Kolorystycznie dominuje czerń i szarość. Na okładce natomiast burza kolorów - szkielet ze złożonymi do modlitwy dłońmi w jaskrawej, czerwonej szacie. Czcionka, którą napisano nazwę zespołu - bardzo ciekawa stylistycznie, kojarzy mi się trochę z pismem klinowym tudzież inną metodą stosowaną przez dawne cywilizacje. Na odwrocie nazwy piosenek umieszczone pod lekkim skosem z towarzyszącą komiksową grafiką przedstawiającą pięść zadającej cios. Książeczka to ładnie skomponowana kompilacja zdjęć z tras koncertowych, tekstów utworów oraz z mojego punktu widzenia, symboli związanych z tematyką poszczególnych kawałków.




Muzycznie można ich określić jako węgierski Soulfly. Kawał dobrej, ciężkiej muzy. Proste ciężkie, riffy, agresywny wrzask przeplatany z lekko zachrypniętym wokalem i mocarna perkusja. Momentami nieco kłuje w uszy akcent wokalisty ale to chyba jest wpisane w taką muzykę patrz: Max Cavalera. Na koniec nagrali nawet cover Foo Fighters , niestety trochę nieudany pod kątem wokalnym.

Poniżej piosenka, która pchnęła mnie do kupienia albumu:


Od 1:30 automatycznie załącza się niekontrolowany headbanging.

A tutaj jak dla mnie najlepszy kawałek z całej płyty, a może i nawet z całej dyskografii.

 

Lirycznie w sposób dosadny przedstawia kwestie kary śmierci na tle medialnie nagłośnionej sprawy Johna Gardnera

czwartek, 14 marca 2013

Orden Ogan - To the End

Kolejny wpis, kolejna ciekawostka.

Tym razem niemiecki power metal. Wydanie klasyczne - plastikowy CD-case z wsuwaną wkładką i tłoczoną płytą. Uwagę natomiast przykuwa tematyka albumu. Całość utrzymana jest w klimacie, tutaj moje autorskie określenie, ice-fantasy. Niewątpliwie chłopaki z zespołu zainteresowali się mitologią nordycką i łącząc to z odrobiną dobrej fantastyki stworzyli (zamierzenie bądź nie) bardzo spójny concept album. Wkładka utrzymana w kolorystyce ciepłych odcieni niebieskiego i białego. Każda strona przyozdobiona zimowymi krajobrazami i zamarzniętymi twarzami członków zespołu a na okładce - tajemnicza postać z mroźnych krain.





Muzycznie to klasyczny power metal - nic dodać nic ująć. Fajne melodie, szybkie riffy gitarowe, mocna perkusja i charakterystyczny wokal. Nie brakuje też patosu i mityczno-legendarnych tekstów.

Poniżej energetyczny singiel promujący album. Swoją drogą klip do tego kawałka to w moim przekonaniu umiejętne połączenie metalu, cyberpunku i mrocznych realiów XIX wiecznego Londynu - trzeba przyznać niezły mix.:



A niech będzie - jeszcze piękna balladka o wiernych poddanych w Lodowym Królestwie:



sobota, 9 marca 2013

My Riot - sweet_noise

Do utworzenia tego bloga przymierzałem się już od jakiegoś czasu. Było to podyktowane zarówno chęcią do pisania i podzieleniem się przemyśleniami buzującymi pod moją kopułą, jak i wciąż powiększającą się kolekcją płyt. Na wstępie jednak podkreślę, że oprócz kolekcjonowania aktywnie i nałogowo słucham muzyki a więc na blogu nie zabraknie też recenzji.

Na początek debiutancka płyta My Riot - nowego zespołu Piotrka "Glacy" Mohammeda znanego ze Sweet Noise. Wybrałem ją jako wstępniak ze względu na ciekawe wydawnictwo. Pudełko digi-pack w kolorystyce czarno-czerwonej w graficiarskim stylu z charakterystycznym logo na okładce. Figurka ta stała się symbolem kapeli i towarzyszy im od początku działalności. Na lewym skrzydle opakowania wycięty jest kontur owego "ludzika", który w rzeczywistości wydrukowany jest na prawym skrzydle - fajny pomysł. Pod "ludzikiem" zamieszczono listę utworów w dwóch rzędach - bez czasów utworów. Układ czytelny, bez zastrzeżeń. Na odwrocie opakowania kolejny symbol zespołu namalowany czarną, błyszczącą farbą. Płyta tłoczona biało-czerwona (po raz kolejny pojawia się nasz "ludzik" :). Wkładka wlepiana, utrzymana w białej tonacji. Tematycznie związana z członkami zespołu, z zamieszczonymi zdjęciami w klimacie graficiarskim podobnie jak okładka. Całość wykonana bardzo starannie i estetycznie, dopracowana w każdym szczególe. Oprawa graficzna bardzo przypadła mi do gustu - Glaca zawsze podchodził do tej sfery poważnie a jego kreatywność nie zna granic.




Muzycznie płyta to swoisty eksperyment Glacy. Jest efektem inspiracji różnymi gatunkami muzycznymi, z którymi zetknął się podczas swojego pobytu w Stanach oraz współpracy z DJem Hackerem. Generalnie jest to połączenie rocka z dupstepem i innymi gatunkami muzyki elektronicznej (tutaj niestety nie sprecyzuję ponieważ nie jestem specjalistą w tej dziedzinie). Zdecydowanie dominuje w niej ten drugi element jednakże muzyka cały czas ma ten niezastąpiony rockowo-metalowy power. Mocne brzmienie w połączeniu z emocjonalnie wykrzykiwanymi tekstami Glacy daje energetyczną płytę, której z przyjemnością słucha się od początku do końca. Nie zabrakło także gościnnych występów starych znajomych tj. rapera Peji i basisty Behemotha - Oriona. Poniżej mój ulubiony kawałek z tej płyty w wersji live z Woodstocku.